Kolejny i zarazem ostatni dzień naszego pobytu. Późnym wieczorem będziemy w domu, ale jeszcze przed nami cały dzień, pełen atrakcji i …NIESPODZIANKA.
Wcześniej śniadanie, nie wiemy dlaczego, ale posłusznie stawiamy się na stołówce. Otrzymujemy informację, że przed wyjazdem udamy się w urokliwe miejsce, którego nie planowaliśmy odwiedzić, ale warte jest zobaczenia. Udajemy się do największego polskiego jeziora w Tatrach czyli Morskiego Oka. Położone jest ono w Dolinie Rybiego Potoku, u stóp Mięguszowieckich Szczytów, na wysokości 1395 m n.p.m.
Na parking jedziemy autokarem. Tam wsiadamy na zaprzęgnięte w dwa konie dorożki. Jedziemy w górę podziwiając na polanę Włosienicę. Poruszaliśmy się drogą Balzera Oswalda – człowieka który, doprowadził do ustanowienia tatrzańskiej granicy pomiędzy zwaśnionymi stronami Słowacją i Polską. Niepowtarzalny krajobraz raduje oczy i zapiera dech z wrażenia.
Minęliśmy Wodogrzmoty Mickiewicza oraz rozchodzące się szlaki do Doliny Pięciu Stawów, Szpiglasowy Wierch, grań Orlej Perci, schronisko w Dolinie Roztoki. Docieramy do Polany Włosienica. Mijamy dawne schronisko i docieramy do celu. W wysokogórskim krajobrazie wśród postrzępionych grani i szczytów położone jest lustro wody odbijające to, co go otacza: skały Trzech mnichów, skamieniałego zakonnika, szlaki, potoki, roślinność.
Morskie Oko czyli Rybi Staw ma powierzchnię 35ha. Woda wypełnia wydrążoną przez lodowce misę skalną o głębokości 51m. Aby woda nie umknęła, natura zamknęła jezioro od północnej strony ryglem skalnym. Legenda głosi, że jest to bezdenne jezioro, połączone z Adriatykiem. Woda jest niezmiernie przejrzysta, wzrok sięga w głąb nawet na 12 metrów.
Morskie Oko jest uznawane za najpiękniejszy zakamarek Tatr. To atrakcyjne, cudowne i fantazyjne miejsce zapisze się w naszej pamięci. Może dla niektórych była to jedyna okazja zobaczenia go, dla innych motywacja do powrotu.
Po krótkiej przerwie, pamiątkowych zdjęciach udajemy się na dół nadal zauroczeni krajobrazem. Słoneczna pogoda dodaje blasku pożółkłym, opadłym liściom, drzewom i skałom. Trudno wrócić z tego bajecznego terenu do rzeczywistości. Gdy wracamy, panuje cisza i zaduma. Tak natura i przyroda działa kojąco na nas. Obiad spożywamy w ciszy. Budzi nas do obowiązków głos wychowawców. Pakujemy się, sprzątamy i wyjeżdżamy. Jest już szaro, gdy wyruszamy w drogę powrotną… Szkoda i żal. Pożegnania z właścicielami pensjonatu, którzy nas życzliwie przyjęli i troszczyli się o nas, za co dziękujemy!
Docieramy do miejsca skąd wyjeżdżaliśmy według założonego planu. Witają nas rodzice i zabierają do domu. Koniec pomarańczowej jesiennej przygody…
Po tak intensywnych dniach, zrealizowaliśmy cele profilaktyczno – edukacyjne wyprawy. Obawiamy się ponownej izolacji. Wzbogaciliśmy:
– umysły w wiedzę o naszej pięknej Ojczyźnie widzianej oczami Tatr;
– dotleniliśmy płuca, serce, organizm i zregenerowaliśmy osłabione mięśnie;
– odnowiliśmy nasze kontakty koleżeńskie i wzajemne relacje;
– rozmawialiśmy ze sobą;
– poczuliśmy się cząstką społeczeństwa klasy, szkoły, kraju;
– mogliśmy znów uśmiechać się do siebie i wyrażać nasze potrzeby i emocje;
– zostawiliśmy komputer, telewizor, bo mieliśmy siebie;
– poczuliśmy się ważni i że stanowimy cząstkę naszej Ojczyzny.
Warto było znów przeżyć te chwile, by poczuć wszystko to, co ważne jest w naszym życiu.
Za ten gest życzliwości, wsparcia realizacji potrzeb edukacyjno – profilaktycznych i regeneracji zdrowia, osobowości, emocji i wartości po trudnych chwilach, przeżytych w okresie zdalnego nauczania w czasie pandemii, serdeczne podziękowania kierujemy do:
– władz Miasta i Gminy Wąchock na czele z Burmistrzem – p. Jarosławem Samelą;
– prezesa PTHU Picars Macieja Pitucha;
– Banku Spółdzielczego w Wąchocku
za wsparcie finansowe w realizacji potrzeb młodych mieszkańców Wielkiej Wsi i Węglowa.